Gdy uda nam się stworzyć myślące maszyny to nadejdą czasy, kiedy Wszechświat się przebudzi w masowej skali. Nastąpi opisywana przez Nicka Bostroma
eksplozja inteligencji, która opuści Ziemię i zacznie rozprzestrzeniać się po całym Kosmosie, a człowiek ustąpi miejsca komuś innemu. Tworowi swoich własnych rąk, najwspanialszemu wynalazkowi, który będzie przypominał monolity z Odysei Kosmicznej: 2001 Kubricka. Tak będzie wyglądał triumf ludzkiej inteligencji, która wyda na świat swojego następcę. A my być może jesteśmy pierwszym żyjącym pokoleniem, które tego doświadczy.
Skierujcie swoje oczy ku niebu. Ujrzycie gromady gwiazd, układających się w ogromne gwiazdozbiory. Każda z nich jest jak nasze słońce, wokół którego krąży Ziemia. Jeśli nawet zebralibyśmy wszystkie ziarenka piasku z ziemskich plaż i pustyń, to będzie ich mniej niż tych świecących punktów, bowiem jedno takie ziarenko odpowiadałoby aż milionowi gwiazd. Średnio galaktyka ma 300 mld gwiazd, a liczba dużych galaktyk we Wszechświecie to około 350 miliardów. Tam, gdzie są gwiazdy, mogą być również planety, na których może istnieć życie. Czy to zatem możliwe, że w tak dużym Wszechświecie jesteśmy jedynymi rozumnymi istotami? Czy to możliwe, że tylko na Ziemi powstał wspaniały biologiczny komputer, czyli obdarzony inteligencją mózg? A może naszymi kosmicznymi sąsiadami jest sztuczna inteligencja i inteligentne maszyny, które zostały wytworzone przez cywilizację podobną do naszej?
Wszechświat od samego początku ewoluuje od prostych do skomplikowanych struktur, w których w końcu wyłania się inteligencja. Później zaczyna ona tworzyć coraz bardziej skomplikowane narzędzia, które również zyskują po czasie pewną inteligencję. Istnieje więc niezerowe prawdopodobieństwo, że Kosmos jest przepełniony różnymi inteligencjami.
Zanim Wszechświat zdał sobie sprawę ze swego istnienia i narodził się ludzki mózg, musiały minąć miliardy lat wszechogarniającej pustki i nudy. Nasz Wszechświat wyłonił się – jak niektórzy sądzą – z ewoluującego multiwersum. Na początku była pierwotna osobliwość – zalążek wszystkiego, energia i czasoprzestrzeń skupiona w obszarze o rozmiarze mniejszym od atomu. Wszystko, co później powstało i się zdarzyło, znajdowało się właśnie tutaj. Nagle, ponad 13 mld lat temu, doszło do Wielkiego Wybuchu, podczas którego powstał Wszechświat. W drobnym ułamku sekundy z początkowej osobliwości powiększył się bilion bilionów bilionów razy. Rozszerzał się i stygł, a cała dostępna wówczas przestrzeń była wypełniona zupą cząstek elementarnych, z której wyłoniły się neutrony i protony. Później zaczęły się łączyć ze sobą, tworząc jądra lekkich atomów, takich jak wodór.
Gdy temperatura Kosmosu spadła i pojawiły się już atomy, wielka chmura wodoru wypełniała niezmierzone obszary przestrzeni. Fale uderzeniowe powstałe po Wielkim Wybuchu wprawiały ją w wirujący ruch, który spowodował powstanie coraz ciaśniej i szybciej obracających się baniek gazu. Bańki stawały się zwarte i gorące, wsysając coraz więcej chmury, z której się składały. W końcu przeobraziły się w gwiazdy. Wewnątrz tych gwiazd zachodziły niezwykłe reakcje. Każda z nich była ogromną fabryką ciężkich pierwiastków, zamieniającą wodór w hel, a ten w węgiel, azot, tlen, krzem i żelazo. To tam powstały klocki, z których będzie się składało przyszłe życie.
Gdyby pierwiastki pozostały we wnętrzu gwiazdy, nigdy byśmy nie powstali. Na szczęście gwiazdy nie są wieczne – zasilające je paliwo wodorowe wyczerpuje się po jakimś czasie, wskutek czego zaczynają stygnąć i zapadają się pod własnym ciężarem. W pewnym krytycznym momencie niektóre z nich eksplodują jako supernowe i widowiskowo wyrzucają w przestrzeń kosmiczną miliardy ton pyłu gwiezdnego. Te odpadki zaczynają później wirować w chmurze – i właśnie tutaj rozpoczął się widowiskowy proces: cud stworzenia. Trwał miliony lat.
Pierwiastki łączyły się ze sobą, tworząc pod wpływem działania grawitacji nowe gwiazdy, systemy słoneczne i planety. W tyglu reakcji chemicznych narodził się również i nasz układ słoneczny oraz Ziemia, która powstała 4,5 mld lat temu. Nasza planeta, w chwilę po uformowaniu, była zupełnie innym miejscem niż teraz. Na jej powierzchni znajdowały się topniejące i zastygające skały wulkaniczne, o chorobliwej barwie szafranu.
Posępny krajobraz utrzymywał się przez kolejne miliony lat – w takich warunkach nie mogło powstać życie. Wszystko miało się jednak wkrótce zmienić. Otóż spadły na Ziemię planetoidy, które zostały wytrącone ze swoich orbit przez Neptuna. Przez 20 mln lat zabójcze pociski bombardowały jej powierzchnię, przynosząc kolejne porcje wody, z której się składały. A woda parowała i utworzyła wypełnioną parą wodną atmosferę. Nasza planeta powoli stygła, a obfite deszcze formowały rozległe wodne akweny – na początku oceany, później jeziora i rzeki ze słodką wodą.
Aż nagle zadziało się coś wyjątkowego. Około 3,9 mld lat temu, pod powierzchnią atmosfery, materia nieożywiona zamienia się w maszyny, które potrafią się powielać. Według jednej z hipotez stało się to w ciemnych głębinach oceanu, gdzie wielkie gejzery produkowały osady, w których spotkały się najważniejsze budulce życia. To tam mogła powstać pierwsza replikująca się cząsteczka, z której narodziły się dwie, później cztery, osiem, szesnaście…, a po 40 podwojeniach ponad bilion replikujących się maszyn. To, co się podwajało, nie było materią – replikacji podlegała informacja, która opisywała sposób rozmieszczenia atomów w kolejnych organizmach. Informacja ta powielała się dzięki cyfrowemu mechanizmowi DNA – planowi budowy wszystkich istot żywych. Cechą charakterystyczną tych pierwszych, bardzo prostych organizmów było to, że DNA określało zarówno konstrukcję tych organizmów – czyli hardware, stosując analogię komputerową, jak i ich zachowanie – czyli software. Aby organizm mógł zmienić swoje zachowanie lub budowę, musiała nastąpić zmiana DNA. Działo się tak w drodze powolnej ewolucji. Taka właśnie była specyfika
Życia 1.0, przypominającego dzisiejsze bakterie.
Ewolucja biologiczna – niewiarygodny mechanizm, powolny proces prób i błędów, dzięki któremu życie mogło się stawać coraz bardziej złożone i nie zatrzymało się na prostych bakteriach. Jako pierwszy opisał ją Karol Darwin w książce O powstawaniu gatunków.
Darwin uważał, że zmiany w budowie zwierząt i pojawianie się nowych gatunków są wynikiem działania doboru naturalnego. Innymi słowy zwyciężają te organizmy, które najlepiej potrafią radzić sobie w swoim otoczeniu – czyli przewidują i wykorzystują jego regularności. W bardziej złożonym środowisku organizmy będą bardziej złożone i inteligentne. Następnie te organizmy tworzą jeszcze bardziej złożone środowisko, w którym konkurują, co powoduje powstanie kolejnej generacji jeszcze bardziej skomplikowanych istot. I tak dalej… Na koniec mamy ekstremalnie złożone środowisko pełne ekstremalnie złożonego życia.
Miliardy lat trwała ewolucja organizmów żywych, nim proste organizmy przekształciły się w skomplikowane struktury wielokomórkowe. W trakcie tego procesu zdarzyło się coś przełomowego. Wolnożyjące organizmy wielokomórkowe zyskały niesamowity produkt ewolucji – mózg. Krzak nie posiada mózgu, bo stoi nieruchomo w tym samym miejscu. Zwierzęta wolnożyjące, np. żyjący w płytkim morzu kambryjskim Fuxianhuia, funkcjonowały w złożonym środowisku. Potrzebowały sprawnego biologicznego komputera, który pomagał im szybko się przystosować i przeżyć w zmiennym otoczeniu, czyli unieśmiertelnić swoje geny. Dlatego mózg, jak żaden inny organ, był poddawany dużej presji ewolucyjnej. Stawał się coraz doskonalszy i bardziej skomplikowany. Dało to początek drugiej generacji życia. Od tej pory, gdy środowisko ulegało modyfikacji, już nie trzeba było czekać, aż powolna ewolucja zmieni DNA na przestrzeni wielu pokoleń i dostosuje organizm do nowych warunków. Wystarczyło poprawić software, czyli algorytmy postępowania ukryte w mózgu. Ta elastyczność doprowadziła do opanowania całej Ziemi przez tę generację życia, czyli
Życia 2.0.
W morzach okresu kambru, około 505 milionów lat temu, żyło również inne stworzenie, zwane Pikaia gracilens. Było bardzo małe, miało tylko 5 centymetrów długości. Zwierzę to przeżyło 2 mutacje, które doprowadziły do podwojenia materiału genetycznego. Dzięki nim rozwinął się złożony mózg z większą liczbą neuronów niż miały wtedy inne istniejące organizmy. Pikaia gracilens należała do rodziny strunowców. Przez miliony lat ich prymitywna struna grzbietowa zmieniła się w kręgosłup, co dało początek kręgowcom.
Pikaia
Do tej rodziny należał bardzo interesujący osobnik – Tiktaalik, potomek Pikai, który posiadał szyję pozwalającą na uniesienie ciała. Używał płetw niczym łap i czasami wychodził na ląd, gdzie zdobywał pożywienie. W ciągu 15 mln lat ewoluował w organizmy zwane tetrapodami, które posiadały już mocne kończyny i spędzały bardzo dużo czasu poza wodą. Od tego zwierzęcia pochodzą prawdopodobnie wszystkie czworonożne kręgowce, w tym ludzie.
Mijał czas, a warunki na Ziemi coraz bardziej przypominały dzisiejsze.
Atmosfera zawierała tlen, a lądy porastały rośliny. Żyły ryby, krocionogi, pająki i różne owady. Ewolucja zrobiła wielki krok naprzód. Gdy 65 mln lat temu wciąż królowały dinozaury, w parnych lasach Europy i Ameryki przemykały wśród drzew ssaki podobne do dzisiejszych wiewiórek. Na początku nie odgrywały większej roli – biegały po lasach i poszukiwały pożywienia oraz schronienia. Wkrótce potem nastąpiła katastrofa – ogromna asteroida spadła na naszą planetę i wyzwoliła energię o mocy milionów bomb atomowych. Skończyło się̨ panowanie dinozaurów, ale wiewiórkowate uszły z życiem. Okazało się, że są bardzo skuteczną ewolucyjnie grupą zwierząt. Opanowały nowe tereny, gdzie się rozmnożyły i przybrały wiele nowych form.
Coś się kończy, coś się zaczyna. Wiewiórkowate wiele lat później zamieniają się w małpy człekokształtne i inne małpy. Aż tu nagle u jednej z małp pojawiają się nowe cechy, które coraz bardziej zaczynają ją odróżniać od innych. Te cechy to dwunożna postawa pozwalająca lepiej i szybciej biegać, przeciwstawne kciuki, szybko rosnący mózg, a także wytwarzanie narzędzi. Kolejne mutacje, których było około 30 w ciągu ostatnich 6 milionów lat, doprowadziły do dalszego powiększenia się mózgu i zwiększenia liczby połączeń pomiędzy neuronami. Małpoludy zmieniały się stopniowo w ludzi. To tu zaczyna się historia nas samych.
Było kilka etapów w rozwoju pierwotnego człowieka, które doprowadziły do współczesnej formy.
Najpierw był Homo habilis, który narodził się około 2,5 miliona lat temu. Jego duży mózg miał ogromne zapotrzebowanie energetyczne, dlatego nauczył się konstruowania narzędzi, które pozwalały mu z większą efektywnością zdobywać wysokokaloryczne pożywienie – przede wszystkim mięso z zabitych zwierząt.
Następny był Homo erectus, pojawił się około miliona lat temu. Potrafił już kontrolować ogień, który wykorzystywał do przygotowywania bardziej wartościowych posiłków, zasilających wciąż rosnący mózg.
Później nastał czas panowania Homo neandertalesis, który żył ok. 230 tys. lat temu. Przedstawiciele tego gatunku byli silni i mieli mocne ciała. Posiadali też duży mózg – większy od mózgu współczesnego człowieka. Neandertalczyk wytworzył kulturę, produkował skomplikowane narzędzia, chował zmarłych, zajmował się myślistwem i zbieractwem. W pewnym momencie skonfrontował się z przybyłym do Europy człowiekiem współczesnym, który stanowił dla niego zwierzynę łowną. I tak było przez długi czas, aż nastąpiła pewna mutacja u Homo sapiens. Nagle zyskaliśmy kreatywność i ogromną przewagę. W krótkim czasie wymyśliliśmy wiele fantastycznych przedmiotów do zabijania i w ciągu kolejnych 5 tys. lat kompletnie wyrżnęliśmy neandertalczyka. Zostaliśmy jedynym gatunkiem rodzaju
Homo na tej planecie.
Jesteśmy bardzo wyjątkowymi zwierzętami. Nasz mózg posiada 86 miliardów neuronów i jest zdolny do rozpoznawania skomplikowanych wzorców w otoczeniu, kreatywnego myślenia i podziwiania piękna. Kreatywność – to właśnie ten element czyni nas gatunkiem poetów, malarzy, wynalazców i naukowców. Gdybyśmy nie byli kreatywni, nigdy byśmy nie wygrali z neandertalczykiem. Jesteśmy jedynymi istotami, które potrafią uprawiać sztukę. Rozwinęliśmy zaawansowaną kulturę, posiadamy skomplikowane życie wewnętrzne, społeczne i świadomość. Zajmujemy się produkcją narzędzi, posługujemy się językiem i zakładamy państwa, projektujemy układy scalone i rakiety kosmiczne oraz tworzymy najpotężniejsze narzędzia zagłady. Nie jesteśmy wyjątkowym wytworem nadprzyrodzonej siły – stanowimy jedynie kolejny gatunek, który jest podobny do innych małp. Jednak coś nas od nich odróżnia, coś powoduje, że to my opanowujemy cały świat. Tym czymś jest właśnie kreatywność.
Człowiekowi wciąż było mało. Rozwijał kulturę, robił coraz bardziej skomplikowane narzędzia. Budował piramidy, wymyślił medycynę, ujarzmiał siły natury, tworząc matematyczne modele otaczającej go rzeczywistości. Aż w końcu postanowił radykalnie wykroczyć poza dyktat natury i stworzył technologię, która zmieniła cały świat. Zaczęła się era ewolucji, ale tym razem technologicznej. Technologia już od samego początku zmienia się niesamowicie szybko, a tempo tych zmian już dawno prześcignęło biologię. Każde kolejne pokolenie jest świadkiem zdumiewającego postępu i nie ma powodu by sądzić, że ten proces się zatrzyma.
Prawo przyspieszających zwrotów
mówi coś zupełnie innego: postęp technologiczny, jako kolejny etap ewolucji, będzie cały czas zwiększał swoje tempo. Od dawna było tak, że wszystko co jest we Wszechświecie z biegiem czasu stawało się coraz bardziej skomplikowane i działo się to coraz szybciej. Z atomów powstały cząstki, z cząstek powstało życie, później ewolucja z prymitywnych organizmów stworzyła ludzi, a ludzie wymyślili technologię. A teraz technologia coraz częściej tworzy kolejną technologię, i kolejną, i kolejną…
Technologia robi się coraz bardziej złożona i służy do wymyślania kolejnych generacji technologii, aż te w pewnym momencie staną się tak skompilowane, że przewyższą pod tym względem samych ludzi! Dowodem stałego przyśpieszenia zmian jest coraz krótszy czas pomiędzy kolejnymi zdarzeniami. Miliard lat temu w ciągu miliona lat działo się niewiele. Ale ćwierć miliona lat temu, w ciągu zaledwie 100 tysięcy lat, nastąpiły bardzo ważne i złożone procesy, do których można zaliczyć ewolucję naszego gatunku. Podobnie i dziś, w dziedzinie technologii – 200 lat temu w ciągu kilkudziesięciu lat nie działo się tyle, co współcześnie wydarza się w ciągu roku a nawet kilku miesięcy.
Komplikacja technologii wytworzonych przez człowieka będzie nieustannie wzrastała, a my będziemy mogli dzięki niej coraz skuteczniej wpływać na otaczającą nas rzeczywistość i projektować coraz to doskonalsze narzędzia. Aż w końcu być może nastąpi taki poziom komplikacji, że technologia przejmie całkowitą kontrolę nad własnym postępem. W ciągu kilkudziesięciu lat maszyny przejdą przyśpieszony miliony razy proces ewolucji, którego zwieńczeniem będzie pojawienie się miliony razy mądrzejszej od nas superinteligencji.
Dalej będzie osobliwość technologiczna, czyli czas, kiedy postęp naukowy, napędzany przez nadludzką inteligencję, stanie się dla nas całkowicie niezrozumiały. Według Raya Kurzweila – amerykańskiego informatyka, który opisał zachodzące zmiany przy pomocy równań matematycznych – osobliwość technologiczna zawita do nas około 2045 roku. Wtedy zwykły komputer za 1000 dolarów będzie lepszy od człowieka we wszystkich możliwych zadaniach. W tym momencie to proces ewolucji technologicznej stanie się kontynuacją ewolucji biologicznej i doprowadzi do pojawienia się
Życia 3.0.
Zachowanie komputerów będzie wtedy dla nas niezrozumiałe. Może być tak, że postanowią opuścić przestrzeń wirtualną, konstruując mechaniczne ciała. Trudno przewidzieć… Co by nie było, to będzie początek nowego życia, które może zmieniać już nie tylko swoje oprogramowanie, ale również swoje organy, czyli hardware. To życie wyzwoli się w ten sposób z ograniczeń, które posiadają biologiczne organizmy, takie jak człowiek. A my być może jesteśmy pierwszym pokoleniem, które będzie dzieliło z czymś (lub kimś) takim świat.
My, ludzie, przebyliśmy długą drogę w wymyślaniu coraz bardziej skomplikowanych narzędzi. Odkrywanie zawsze nas pociągało. Ale teraz przyszedł czas na nowe wyzwania. Stanisław Lem w Bombie Megabitowej napisał:
„To, co się wyłoniło z mroków jaskiniowych, z głębin tysiącleci, my pragniemy w jednym krótkim zwarciu przekazać maszynom, ażeby z nich wykrzesać rozum. Ponieważ jednak w końcu Prometeuszowi udało się, co zamierzył, ośmielę się przyznać, że jestem z obozu tych, którzy wierzą, że inteligencję jako zdolne do rozwoju ziarno uda się nam w końcu i w maszynach zasadzić. Zdaje mi się bowiem, że nie wierzyć i w taką możliwość jest łatwiej, a właściwością ludzką chwalebną raczej jest poszukiwanie trudności, które po żmudnych klęskach umiemy wreszcie zwyciężyć.”
Jesteśmy tylko maleńkim krokiem w ewolucji Wszechświata i aktualnie tworzymy coś, co może nas kiedyś przewyższyć i opanować cały świat. Jesteśmy elementem o wiele większej całości, takim… etapem pośrednim. Po nas nastanie życie oparte na sztucznej inteligencji. Jednak zanim to nastąpi, musimy sprostać wielu wyzwaniom. Czy w końcu uda nam się stworzyć prawdziwą AI, a może jest coś w naszych umysłach takiego, czego nie da się uchwycić w programie komputerowym? Gdzie dziś jesteśmy? Jaki będzie dalszy etap rozwoju technologii? Czy grozi nam scenariusz rodem z Terminatora? Pytań jest wiele, ale są to najważniejsze pytania w naszym życiu.